8 lipca 1947 | Tadeusz Sułkowski do Kazimierza Sowińskiego

PIASA Archives Podcast
8 lipca 1947 | Tadeusz Sułkowski do Kazimierza Sowińskiego
Loading
/

Calveley 8 lipca 1947

Kazimierz,

nie dodaję w apostrofie żadnego przymiotnika, bo jestem taki wściekły na Ciebie, że już nie wiem. Wczoraj wysłałem trzeci list na twój londyński adres – w jednym z nich opierdoliłem cię jak Michał diabła. Bo kto tak robi! Zapowiadasz przyjazd na dniach – a że mam cię za jednego, czy może za jedynego człowieka, który nie rzuca słów na wiatr – więc wierzę jak głupi, że skoro piszesz przyjeżdżam – to przyjeżdżasz. Zacząłem kombinować różnie: załatwiasz jak wściekły jakieś tam wasze orłowe mądrości w Londynie i zostawiasz list do mnie na wolniejszą chwilę. Że może z jakichś politycznych powodów nie puścili was w ogóle z Brukseli. Że może – bo i o tym kiedyś pisałeś – odstawili cię ciupasem w jakąś zonę (nie żonę, bo tego ci życzę) angielską czy amerykańską. W dodatku zupełnie przygodnie dowiedziałem się o twoich planach, które – jak widzę – taiłeś przede mną. Że masz jechać do Argentyny czy gdzieś tam. Widzisz – wszystko wiem. Rozmawiałem któregoś dnia z majorem, który jest tu zastępcą komendanta obozu i który ostatecznie dał mi mieszkanie. Narzekam, że milczysz, a on na to, że cię zna czy wie o tobie i że jedziesz z Kiedrowskim (takie zdaje się nazwisko) do tej Argentyny. Zrobiłem krowie oczy. Bardzo mi było głupio, że o takich twoich poważnych planach dowiedziałem się od właściwie obcych mi ludzi. No, ale do wielu rzeczy zdążyłem się przyzwyczaić, a zwłaszcza do tej, że szczerość bardziej idzie ode mnie do ludzi, niż od ludzi do mnie. Nie gniewaj się na mnie za to gadanie, ale musiałem sobie choć w tych paru słowach ulżyć.

Ulżyłem sobie – i piszę dalej. Wszystką robotę wstrzymałem od 1-ego lipca no bo tak: wiem, że jutro, pojutrze przyjedziesz, więc myślę sobie – wpadnę na parę dni do Londynu, potem (taki i nadal mam plan i pisałem ci o nim na londyński adres) będę cię chciał na trochę ściągnąć do naszego Calveley, gdzie odpoczniesz, no i zaoszczędzisz grosza. Wszystko to razem frajda niebywała, więc w takiej radości trudno o spokojne martwienie się nad artykułem czy wierszem – zwłaszcza, że pewne roboty chciałem z tobą obgadać i ustalić, nawet na dłuższy czas „po planie”. A tu – cholera – nic i nic! Aż dopiero dzisiaj dostałem twój list. Odpisuję zaraz po powrocie ze śniadania i z poczty, jeszcze nawet nie ogolony, w nieposprzątanym mieszkaniu. Zaalarmowałem wczoraj Hermińcię – czy wie coś o tobie – co się stało? Jeszcze raz najurzędowiej ci wymyślam i przyjmuj te skromniutkie słowa jako wyraz bardzo mocnego opierdolu.

+

Kochany Kazimierzu,           

list twój nadszedł dzisiaj, więc humor mi się poprawił, bo to przyjemnie od rana dostać list. Wróciłem z poczty, przeczytałem twoją króciutką epistołę, potem z „Dziennika Żołnierza” – śmierć Hitlera z cyklu „Ostatnie dni Hitlera” H. R. Trevor Ropera – w opracowaniu Karola Zbyszewskiego (odcinek 13), bo od tego kawałka zawsze zaczynam lekturę gazety – i zabrałem się do listu do ciebie. U nas jakby lato odchodziło już na grzybki. Mniej więcej od lipca częściej chmury niż słońce, przepaduje, dość chłodno i zrywają się już wiatry bardzo angielskie. Może się jeszcze przetrze i będzie ładnie, ale ogólnie pogoda do dupy. Na polach sianokosy – siano i siano, w tej chwili za oknem klepią kosę – więc dzwoni.

Wczoraj było zebranie – trwało od 3 pp. do 7.30, z przerwą na kolację – zostałem wybrany na bibliotekarza. W ogóle, jak widzisz, robię piorunującą karierę. Coraz mocniej marzę o cywilnym ubraniu i już chyba w cywilu przywitam cię na Wyspie. Tylko, że wlazło mi coś od wczoraj w lewą łopatkę i ramieniem dobrze ruszyć nie mogę – gdzieżeś młodości? Z „robót” – nim je już na miłość boską ustnie omówimy, w najbliższym czasie dostaniesz poprawioną „Muzykę” (poprawka maciupenieczka). Prócz tego – na pierwszy ogień pójdzie tom Łobodowskiego „Modlitwa na wojnę”. Robię dopiero notatki. Będzie to niewielki artykulik z pewnym natarciem na poetów krajowych za ich wyłączne kręcenie się – przynajmniej, jeśli idzie o publikacje – w małym kręgu poezji „czystej”. Po tamtej wojnie mimo niepodległości ileż wybuchło „barykowych” buntów, ogni – a teraz? Czy to ma znaczyć, że istotnie nie ma się przeciwko czemu i komu buntować? Możesz – jeśli co to odpowiada – już teraz ściągnąć od Łobodowskiego – mieszka zdaje się w Madrycie – fotografię, bo powinniście trochę więcej pisać o młodszych. W pewnym sensie zdobywacie ich przez to także jako współpracowników. O Pankowskim też maluczko napiszę.

Słuchaj, co wy robicie z tymi kliszami? Ta przysięga Zaleskiego – to jak scena z czarnej mszy. Żywina zrobił mi wielką niespodziankę i dużo radości. Prosił mnie na Zjeździe, żeby mu na pewien czas przysłać tomy wierszy, które omawiałem. Poślę mu je, a potem wszystko razem – hurtem – prześlę ci do Brukseli. Bardzo szczęśliwie wprowadziłeś omówienie powieści krajowych – początek dobry, literaturę z kraju trzeba omawiać. Jechałem z tą myślą na Zjazd, tylko w czasie burzy posiedzenia nie było na to czasu. Zostawiłem tę sprawę Hermińci. Natomiast sprawozdanie z Goetela– pod psem. Mówił mi Czuchnowski, że ci posłał trochę wierszy – dlaczego go nie drukujesz? To pytanie jest tylko moje, on mi tylko wspomniał, że ci posłał rzeczy. Do Kobrzyńskiego napiszę – widziałem go w szpitalu, gdzie byłem raz na badaniu. Wygląda zupełnie dobrze, to jakaś historia nerwowa. Jeszcze jest sporo rzeczy do obgadania – ale to już innym razem. Może nawet jutro. Pisz, choroba, i nie tak ciupsiup – na parę linijek.

Ze sprostowania bielatowiczewskiego wnioskuję, że zrobił wam awanturę za byki. Choć prostowanie takich szczególików wypadło dość wesoło. Ale sedno sprawy słuszne, bo człowiek siwieje ze strachu, nim zobaczy coś swego u was w druku. A potem jeszcze raz siwieje, bo go przeczucia nie myliły.

Mój artykuł o poetach wypadł akurat w okresie moich nastrojów przed podróżą, a później nie było okoliczności, żeby ci napisać o tym parę słów. Wypadł niezmiernie schludnie, uchwyciłem tylko jeden błąd – cieszyłem się jak dziecko. Słuchaj, tylko czy Pankowski nie był zły na mnie, czy dobrze zrozumiał, że przecież nie biłem w tom, tylko w pewne zjawiska o sensie powszechnym?

Kropi teraz deszczyk – o, lepiej w tej chwili przypuszcza.
No, Kazimierz, przyjeżdżaj jak najprędzej i jeszcze prędzej pisz.

Ściskam

Tadeusz Dostałem od Gustawa „Kulturę” – na pewno się obraził, bom nawet nie napisał do niego po tym prezencie. Dlaczego nie ma o niej notki w „Orle”?

Scroll to Top