Calyeley, 17 maja 1947, Sobota, wieczór
Kochany Kazimierzu,
od wczoraj nadchodzą listy – wczoraj, od ciebie, dzisiaj od Naglerowej i Gustawa – i to bardzo pakowne w wiadomości. Aż sam nie wiem, od czego zacząć. Chyba od tego, że cieszę się, bo już blisko termin twojego przyjazdu na Wyspę. Jeśli się będę dobrze czuł – pakują teraz we mnie strychninę – 7 czerwca będę w Londynie i posiedzę tam parę dni. W tym bowiem czasie będzie nadzwyczajne zebranie Związku w sprawie pisania i drukowania (nawet książek) pisarzy emigracyjnych – w kraju. Choć, jak widzę i z innych wiadomości, mogą być tam stawiane sprawy nawet bardziej zasadnicze. Ponieważ i we mnie nazbierało się sporo żółci, więc obiecuję sobie wyhałasować się na tym zebraniu do woli. List Naglerowej jest bardzo minorowy. Przygnębienie – widocznie Kuncewiczowa już zawarła umowę z „Czytelnikiem”. W Londynie był Borejsza, który kusił, a może nawet skusił Wańkowicza i Jantę! „Przehandlował się” i Zbigniew Grabowski. Używam cytatów, bo na razie nie wiem, co te słowa znaczą dosłownie. Jacek Fryling rozpytywał się, czy Naglerowa będzie dalej kontynuowała „oszczercze” artykuły w „Wiadomościach”. W Londynie bawi teraz i Czapski. Niewesoło i u nich. Bardzo mi żal Herminii, bo wszystko to podziałało na nią przygnębiająco. Żebyś miał pełniejszy obraz tego kawałeczka rzeczywistości, opowiem ci z grubsza, o czym pisze Gustaw. Los Instytutu jeszcze nie jest zdecydowany. Albo pojadą w zmniejszonym składzie do Paryża, albo – jeśli wszystko diabli wezmą – przyjadą do Anglii. Gustaw nie wyklucza – w razie przyjazdu na Wyspę – żadnej ewentualności, bo nie zamierza absolutnie siedzieć bezczynnie w obozie. Ta jego „Kultura” niedługo już się ukaże. Ma do ciebie trochę żalu, bo chociaż sam w swoim czasie nie mógł ci przysłać artykułu, bo był bardzo zajęty, posłała ci rysunki Krystyna których ani nie umieszczasz w „Orle”, ani nie odsyłasz jej. W liście nie ma żadnego akcentu niechęci wobec ciebie. Po prostu nie możecie się jakoś dopasować we współpracy, najlepiej będzie jak z tych rysunków coś wybierzesz i sam jakoś tę niewyraźną sytuację wyjaśnisz. Przynajmniej ja bym tak zrobił, bo dla mnie nieporozumienie z jakimś człowiekiem jest katastrofą prawie kosmiczną, którą bym – nie czekając na nic – chciał zażegnać wszystkimi sposobami. Tak się jakoś złożyło, że nie tylko ja przestałem do Gustawa pisać -od stycznia nie pisałem do zeszłego tygodnia – ale i sporo jego przyjaciół z Anglii. Było mu z tego powodu bardzo przykro, wierzę w to. Z serca cię proszę – pogódźcie się jakoś, bo zdaje się – ja najbardziej na tym cierpię. Wszystkie te wiadomości podaję tylko dla ciebie, piszcie o wszystkim, ale nie chciałbym za nic, by ztej mojej szczerej z tobą rozmowy wyciekało coś na zewnątrz. Pamiętaj o tym, Kazimierzu. Pozdrów Kołonieckiego, jak będziesz pisał do niego. Ludzi coraz więcej wraca do kraju. Widziałem pismo z kurii, czy z biura, Gawliny, żądające zeszytu ewidencyjnego Drewnowskiego – w związku z jego powrotem do kraju. Myślę, że sporo będzie nowości w tym czasie, gdy pojadę do Londynu. A tu jak na złość – niezbyt się czuję i wszystko to bije we mnie z podwójnąsiłą. Wyobraź sobie, że komendant obozu zrobił mi wczoraj nadzieje, że może już niedługo dostanę jakiś pokoik. Sam się z tym do mnie zwrócił. Ano, zobaczymy czy to tylko obiecanka-cacanka, czy też rzeczywistość. Wiosna u nas, od dłuższego czasu, niesłychana. Słońce i zieleń – chyba tak ślicznie było w raju. W dodatku wróżą dalszy ciąg tego zielonego piękna. Napisz, kiedy wyjeżdżasz z Brukseli i gdzie się zatrzymasz. Miałem wiadomości, że Montwiłła niedawno widzieli w ambasadzie warszawskiej – jeszcze widać nie wyjechał. Za oknami już noc. Trzeba kończyć. Za parę dni znowu napiszę. O, taki list, jak ten twój ostatni – to rozumiem. Widzisz, że i ja piszę sporo. Kazimierz, pisz.
Ściskam
Tadek