4 maja 1947 | Tadeusz Sułkowski do Herminii Naglerowej

PIASA Archives Podcast
4 maja 1947 | Tadeusz Sułkowski do Herminii Naglerowej
Loading
/

4 maja 1947

Droga i Kochana Pani,

aż mi żal, że nie mogę się odwzajemnić Pani taka samą sumą wiadomości, jaką zostałem obdarowany przez Panią. Ale tu u nas nic się nie dzieje, w naszym malutkim świecie pada tylko deszcz, godziny są puste i dlatego tak bardzo czekamy na listy z prawdziwego, większego świata. Nie ma wydarzeń, więc w mocniejszym niż kiedy indziej stopniu obchodzi nas pogoda i ona w zasadzie reguluje nasze nastroje. Dzisiaj np. kapuśniaczek niedzielny robi z nas sennych, pogodzonych z Calveley i radych z tego, że się nam na łeb nie leje. Radio brzęczy jakąś bardzo czułą melodię i nie wiadomo co z nią zrobić – tak jest osobna, przydatna raczej marzeniu, a nie realnemu zapotrzebowaniu. Myślałem po kolei o sprawach, które Pani poruszyła w ostatnim liście. Istotnie, drukowanie w pismach krajowych nastręcza sporo dwuznacznych sytuacji. Nie można by było drukować wszystkiego, właśnie najważniejszego. Spowodowałoby to wcześniej czy później konflikt z tamtą cenzurą, który w ostatecznym rachunku odbiłby się na pismach krajowych, a nas by wystawił w roli skarżących mądrali. Nawet w wypadku jakiejś polemiki, oni – tam na miejscu mieliby więcej możliwości likwidowania sporu po swojemu. Kraj nie miałby wiec pełnego obrazu zderzenia. Ograniczanie się natomiast do druku utworów bezinteresownych literacko – przekreślałoby społeczny w szerszym znaczeniu powód naszego wejścia do prasy krajowej. Ten typ utworów ma więcej wagi społecznej, jeśli ukazuje się tu, a nie tam. Widzę jednak konieczność mocniejszej polemiki z pewnymi objawami literacko-społecznymi w kraju. Dotychczas widać bardziej utarczki marginesowe – niż starcia zasadnicze. Ale ta sprawa wiąże się z użyciem ludzi pióra i rozsądną gospodarką pisarzami. Jeśli chodzi o ów Dom, rzeczywiście boje się, czy projekt       wizji Pragiera – w wypadku, gdyby tak się stało, jak minister chce zrobić – nie posłuży później za pretekst, że przecież – tak powiedzą – sprawa jest już załatwiona. Dokąd kieruje nami wojsko, nie należy spodziewać się żadnej logicznej decyzji w sprawach ważniejszych od kancelaryjnych i sztabowych klituś-bajduś.

Teraz trochę – de privatis. Recenzji Florczaka o „Krauzach” nie uważam istotne wejrzenie w dzieło. Nie wiem czy dam „Krauzom” radę, ale mam wobec nich poczucie długu, który trzeba kiedyś spłacić w obszernej recenzji, jak tylko na to pozwolą warunki. Podobała mi się tylko uwaga Florczaka o czasie    w powieści, którego powolny nurt reguluje wszystkie sprawy tamtych ludzi. Uwaga ta zawisła w próżni, bo – zdaje się – nie związał jej z tym co wymaga obszerniejszej partii i co trzeba bezwarunkowo omówić – mianowicie typ tej epiki, w której np. Ernestyna, grana w zasadzie na jednej strunie – odczuwa się jako pewna wielość człowieka. Sekretów do odczytania jest tam dużo, ale to wymaga studium o wiele     dogłębszego niż impresyjka Florczaka.

Zanim wezmę dłuższy oddech – a taki jest potrzebny do „Krauzów”, chcę napisać coś o Kuncewiczowej, choć Sowiński przysłał już dawno następne tomy Piaseckiego, korci mnie jednak teraz Kuncewiczowa. Tylko że ostatnio trochę nawalam ze zdrowiem. Jestem – mimo to – dobrej myśli.

Alem się rozpisał. Deszcz jakoś przestał, znowu słychać ptaki. Trzeba połazić trochę. To najlepsze lekarstwo na wszystko. Niechże się Pani nie martwi i pamięta, że każdy list od Pani daje mi dużo siły i radości.

Serdecznie pozdrawiam
Tadeusz

Scroll to Top