17 lipca 1947 | Tadeusz Sułkowski do Kazimierza Sowińskiego

PIASA Archives Podcast
17 lipca 1947 | Tadeusz Sułkowski do Kazimierza Sowińskiego
Loading
/

Calveley 17 lipca 1947

Kochany Kazimierzu,

dzisiaj rano dostałem twój list i odpisuję zaraz, bo widzę, żeś wieloma rzeczami zgryziony. Nie myśl, że i ja mam słodkie życie. I u mnie wszystko wzięło w łeb. Najbardziej boli to, że nie można się schronić nawet w działanie społeczne, znaleźć oparcia w jakimś ruchu, choćby partii, gdzie by się człowiek poczuł na miejscu, o coś walczył, z kimś się kłócił. Wypadło żyć śród ludzi, na których bym się w normalnych warunkach nawet nie spojrzał. Nieraz sobie myślę: rzucić to wszystko, skryć się gdzieś, niech się z nimi dzieje co chce. Ale zbyt dużo w człowieku gniewu, żeby nie łaknąć chwili, kiedy sam będę mógł walić w te łby. Jeszcze jestem taki durny, że wierzę w to. Nieraz przychodzi mi do głowy myśl: iść do tamtych, ale tylko po to, by ich zniszczyć. Kiedy i to nie jest rozwiązanie. pamiętasz naszą rozmowę ciut po twoim przyjeździe do Korpusu – w Ankonie, kiedyś przyjechał do mnie do szpitala? Jeszcze ich wtedy broniłeś. Ja na swoje nieszczęście już wtedy widziałem, czym to społecznie pachnie. I śmiem twierdzić, bo mam w sobie dobrze przepatrzoną sytuację osobistą, że głównym powodem mego włoskiego załamania się – oni byli. Bom z miejsca nie mógł się zgadzać na ich linię, na ich wariactwa myślowe. Wisiałem w próżni, bo nie chciałem się tknąć rzeczy, które sądziłem – już po tygodniu – za mylne, fałszywe i niepolityczne. Zacząłem narzekać, męczyć się – Zbyszek od moich narzekań uciekał, widział w tym głupstwa, które mi nawet w głowie nie powstały. A ja zostawałem coraz bardziej sam. Wiem nadto dobrze: nazwiesz to – wybielam się. Ale i ja wiem, co było wtedy we mnie. Niby za wszystko sam człowiek odpowiada, więc odpowiadam i będę sam odpowiadał za to, że przez Zbyszka nie mam domu i rodziny, że nie wiem co się z nimi wszystkimi dzieje, że im nie mogę pomóc, bo wtedy musiałbym nawiązać z nimi kontakt. A ja już ich do końca życia nie będę widział. Chciałem się przerzucić, żeby znaleźć zapomnienie – w jakąś nawet robotę polityczną. Czy da kto radę Andersowi, skoro – jak opowiadają i wierzę w to – coraz mocniej wiąże się z endekami i klerem? Wiąże się sam, bo jest cwany, bo wie, że nikt inny za nim nie stanie. A to jest mafia, na którą nie ma – niestety – rady. Kawały po śmierci Raczkiewicza są najlepszym tego dowodem. Cieszyć się z wiersza drukowanego w „Orle” – to za mało. Wypadki w naszej górze londyńskiej obserwuję bardzo szczegółowo. Nie jest wykluczone, że w momencie, gdy ich łajdactwo stanie się wyraźne – pożegnam Orła.

+

Ty pisz. Nie myśl, że chcę wchodzić w twoje plany życiowe. Jestem sam i będę sam. Tak mi się złożyło w życiu. Pan Zbigniew prawił mi lekcje o samodzielności – a on sam? W najcięższej sytuacji, bo na obczyźnie, dobił do brata i teraz jest „samodzielny” w – słusznym zresztą – oparciu o kogoś. Bo tu samemu jest ciężko. Cieszę się, że mimo to, wyglądam lepiej. Myślę, że nawet wyglądam dobrze. Choć wiem, że to wszystko wisi u mnie na cieniutkim sznureczku, na nitce. Zrobisz co będziesz chciał. Ale pomyśl jedno: musisz być nie tylko wyrobnikiem, ale i musisz pisać. Musisz mieć trochę oddechu. O ten oddech walcz, choćbyś się miał z nimi rozstać. Muszą ci dać takie warunki pracy, byś miał czas i dla siebie. Co z Romanem? Bardzo bym chciał zobaczyć się z tobą w tym Londynie. Trochę chyba zarobiłem, żeby zobaczyć gębę bliższego mi człowieka. Nie martw się, zadbaj o siebie.

Bądź zdrów   
Tadeusz Miałem dzisiaj list od Kobrzyńskiego.

Scroll to Top