Calveley 27 maja 1947
Kochany Kazimierzu,
nie wiem, od czego zacząć, bo znowu noszę w sobie sporo niepokojów i żalów. Tym razem w związku z „Orłem”. Bo staje się dla mnie oczywistością to, że nie dopuszczacie mnie do druku i rzeczywiście miesiącami muszą u was leżeć nawet wiersze, nim je łaskawie dopuścicie do druku. Poruszyłem kiedyś tę sprawę w liście, chcąc znaleźć z wami jakiś bardziej uporządkowany sposób współżycia, ale pominąłeś to milczeniem. Nie przypuszczam, żeby ten stosunek do mnie wynikał wyłącznie od was. Podejrzewam natomiast, że jacyś „życzliwi” mi ludzie – chyba z Londynu, z góry – zezwolili, byście mnie zaledwie tolerowali, drukując mnie najwyżej od czasu do czasu, nigdy w miarę jak będę wam coś przysyłać. A ja tak: nie mając nikogo na świecie i niczego, chciałem się ratować i pomagać sobie choć radością z tego, że nieraz coś napiszę i nieraz coś wydrukuję. Myślę, że jest nawet pewna regularność w przysyłaniu wam – choćby maleńkiego – materiału. Są – jak widzę – jakieś przeszkody, o których mi szczerze nie piszesz. Napisz więc, bo nie chciałbym korzystać z łaski – nawet od was. Odejście od „Orła” byłoby dla mnie nowym ciosem, ale chyba zniósłbym i to, bom się już przyzwyczaił opuszczać ludzi i sprawy. I być samemu. Chcę być wobec was w porządku, przesyłam ci nowy wiersz. Bardzo mi jest smutno i mam tak pełno żalu, że aż po same oczy. Dzisiaj nadeszła antologia Grydzewskiego. Przyznam ci się szczerze, że w tej sytuacji wcale się z niej nie ucieszyłem. Tylko żal zrobił się większy. Chciałbym wszystko przetrzymać.
Bądź zdrów, Kazimierzu
Tadeusz