24 lutego 1948
Droga i Kochana Pani,
Tak, jestem teraz zajęty, że już nie jakieś „górne i durne” humory, ale po prostu brak czasu nie pozwala mi usiąść spokojnie i napisać parę listów do najbliższych mi ludzi. Ostatnio miałem na karku wieczór Mackiewicza. Był wczoraj. Mówił o polityce angielskiej. Odczyt się podobał, znowu na jakiś czas mają ludzie temat do gadania. Na kolejne – przynajmniej w naszym projekcie – jest Ciołkosz, którego zalecał i Mackiewicz. Za parę dni napiszemy do niego. Może się zgodzi. Później mam w planie ze dwa wieczory literackie. Jeden chyba wypełni Gustaw z Balińskim, bo się wybierają w świat jak kuglarze – drugi – kiedyś Pani obiecała, że odwiedzi nas. Akurat wtedy będzie cieplej, więc tak podróż jak i pobyt śród nas nie odbędzie się pod znakiem mrozu i zimy. A tu wiosną jest bardzo ładnie. Odpocznie Pani u nas. Tak nawet być powinno. Troski nie lubią zmiany miejsca, bo te nowe miejsca najczęściej je wypłaszają. Dlatego na złość kłopotom trzeba się ruszyć, zobaczy Pani, że odejdą z nosem na kwintę. Taka już jest ich natura. Najwięcej boją się wiosny, ptaków i spokoju. Więc trzeba im dawać – jak tylko można – takie pożywienie. Wtedy i sumienie spokojne – bo się przecież nie podsuwa mu trucizny – i pożytek, bo od takiego jadła odlatują. Choćby z tego powodu powinna się Pani zdecydować na krótki wyjazd w nowe, wiosenne miejsce. To jest najlepsze lekarstwo, które przepisuję – z natychmiastowością użycia. Skład główny tego leku: Calveley Anfield Camp. W prospektach rysujemy łąki, dwa małe, ale śliczne jeziorka, które już się budzą i drzewo, całe obrośnięte bluszczem – jest takie – po którym biega chyba Puck – jak wiewiórka. Jak idę w tamtą stronę – to mówię, że idę „do drzewa Szekspira”.
Z Mackiewiczem mięliśmy trochę pociechy, bo to sapiący słoń. Walił w politykę angielską jak w bęben, a na pytanie – co myśli o wojnie – powiedział, że najlepiej stukać w palce: będzie wojna, czy nie będzie? Było z tego na sali dużo wesołości.
Mrozek zelżał, już tak nie kłuje, wczoraj i dzisiaj było nawet trochę słońca – wszyscy się od tego weselili. Noc też idzie pogodna.
Pytała Pani o Kazimierza. Po wielkiej przerwie odezwał się – jeszcze w styczniu – pisałem dwa razy do niego, później znowu zamilkł – i znowu nie wiem co się z nim teraz dzieje. Nie jestem pewny czy mieszka na starym miejscu, więc tak jakoś schodzi i nie piszę. Bardzo mnie ten jego los niepokoi, chciałbym mu w czymś pomóc – sam nie wiem – jak i czy to pomoże. Czuję, że się bardzo dręczy. I po co? To samo pytanie stawiam i Pani troskom. Bardzo proszę, żeby się Pani nie martwiła. Wiem, że się Pani martwi i o nas. Ale przecież jakoś żyjemy i znowu nie tak strasznie ostatnio. Proszę zapalić sobie teraz połówkę papieroska i powiedzieć: nie ma sensu się martwić. Sens jest tylko w spokoju.
Najserdeczniej pozdrawiam
Tadeusz