1 sierpnia 1947 | Tadeusz Sułkowski do Kazimierza Sowińskiego

PIASA Archives Podcast
1 sierpnia 1947 | Tadeusz Sułkowski do Kazimierza Sowińskiego
Loading
/

Calveley 1 sierpnia 1947

Kochany Kazimierzu,

o, to rozumiem. Idę rano na pocztę, na wierzchu kupki listów znajduję list od ciebie i od razu widzę po wadze, że będzie co czytać. Czytam więc po drodze, prawie włażę na płot, kończę w domu. I zaraz z uciechy odpisuję. Poczekaj – skoczę tylko do sklepiku po papierosy i zacznę na dobre pisać tę epistołę. Cholery te Angliki!

Jak już chyba wiesz, od paru miesięcy papierosy – jak się to mówi – skoczyły w cenie, i to porządnie, czy raczej nieporządnie. Wczoraj ogłosili w gazecie, że Zaopatrzenie wycofuje z rynku pewne gatunki papierosów. Byłem w sklepiku angielskim – cholery wycofali najtańsze, choć dobre, które się właśnie paliło po tej zwyżce cen. Żeby jeszcze trochę powiedzieć o pokrewnym temacie: znowu zmniejszyli nam porcje żywnościowe. Są po prostu śmieszne, tak że mimo naszych dopłat do kasyna, żarcie staje się coraz podlejsze i skąpsze. Kawałka mięsa nie uświadczysz, z tego „mięsa” co dają mogą zaledwie zmajstrować w kuchni jakiś sos z drobinami mięsnymi i oblewają kartofle. Befsztyki, na które sobie pozwalałem w Londynie – takie, uważasz, aż wypukłe od smażenia, krwiste, z kopą złotawej przetłuszczonej cebuli – miam, miam – wspominam jak legendę. Można je dostać z karty w Ognisku Polskim, gdzie jak przyjedziecie i wy, i ja będziemy je chyba rąbali w krzyże.

+

Upały są i u nas. Zapisałem się na żniwa do Anglików. To taka pomoc żniwna, ochotnicza – bez wynagrodzenia. Będziemy pracowali sporą gromadką – gdzie i kiedy, jeszcze nie wiem.

+

Wspominasz o zmartwieniach, że nie ma kto pisać. Że w stosunku do niektórych ludzi są przeszkody natury politycznej. Tak, to święta prawda, i nawet ja, w swoich mysich proporcjach, też zdaje się ustawię między wami i sobą taką przeszkodę. Korzystam z tej mojej przerwy zdrowotnej i uważniej o tym myślę. Bardzo mnie boli ta wasza skwapliwość w prezentowaniu nowego rządu – durnego i humorystycznego. Tą drogą andersowską daleko nie ujedzie i pogubicie sporo ludzi po drodze.

+

Tydzień temu strasznie się pożarłem z jednym AKowcem o Bora. Nie rozmawiamy. Wczoraj pokłóciłem się z drugim jegomościem, ale zdaje się, że rozmawiać będziemy. Niech mnie wpuszczą do Londynu – przepędzę to draństwo, tę sławojszczyznę. Miałbym siłę na to i chyba dobrze bym to zrobił.

+

Coraz lepiej rozumiem rewolucjonistów.

+

Gwoli sprawiedliwości: nie mieszkam przecież w beczce śmiechu. Mam pokój dwuosobowy, z froterowanym linoleum, z komodą i fotelami z brezentu. Mój towarzysz nie uznaje porządku, więc co parę dni ogarnia mnie szał porządku i wtedy froteruję. I mam jeszcze osobny stolik. Ale to nie jest życie.

+

Dlaczego nie przysyłają mi forsy za „Trzech poetów”? Jak wy prowadzicie te rachunki?

+

Co spojrzę na twój list, to aż mi dusza rośnie. Prawie na 3 stronach! Sam nie wiesz – jak mnie to stawia na nogi.

+

Czy czytałeś „Pod prąd” z datą 20 lipiec? Cudownie obrobili Grabowskiego, powinniście pewne fragmenty przedrukować.

+

Słuchaj, czy pisał do ciebie Adam? Bo jakoś – jak kamień w wodę, a chyba się przecież umówiliście, że napisze.

+

Czekam jak zbawienia na ten wasz przyjazd, bo wiele rzeczy jest do obgadania. Najprawdopodobniej (cholerne słowo!) kupię już sobie do tego czasu cywilne ubranie i w nim się zjawię na spotkanie „wielkiej trójki” w Londynie.

+

Nic nie piszesz, że dostałeś moje poprzednie listy. Przecież ja piszę do ciebie często – czyżby ginęły po drodze? Za parę dni napiszę znowu – ale i ty pisz.

+

Kołoniecki już chyba jest w tej chwili u ciebie. Dzień dobry, panie Romanie!

Bądź zdrów
Tadeusz

Scroll to Top