8 września 1947
Droga i kochana Pani,
Miałem już pisać parę dniu temu, ale pomyślałem, że Pani może jeszcze „zażywa” wczasów. Dzisiaj list przyszedł – dobrze więc zacząłem ten dzień – Choć zdaje się, że i od dzisiaj koniec lata. Wieje na całego, chmury i chmury, deszcz wisi. Zacznie się jesień i wtedy będzie ciężej ze wszystkim. Dotychczas prawie cały boży dzień było się na powietrzu, teraz trzeba się przyzwyczajać do siedzenia w czterech ścianach. Do długich wieczorów, do ciemności za oknem i do deszczów. Dobrze było z tym człowiekowi dawniej, ale nie teraz. Święta racja, że nam pomogło lato. Jesień ma prawa surowsze, za trudne na nasze nerwy. Do Gustawów pojechać nie mogłem, ale niedługo wpadnę do nich, bo rzeczywiście blisko mnie mieszkają. Nie wiem tylko jak długo będą w Londynie. Kiedy wrócą do obozów. Sowiński pisał, w tej chwili jest już chyba w Paryżu, gdzie ma trochę posiedzieć – a później do Londynu a w dodatku coraz bardziej odbijam wewnętrznie od „Orła”. Chce nawet posłać wiersze Grydzewskiemu, ale trochę się krępuje, bo on większe rozmiary pisma i może pomyśleć, że chcę z nim współpracować tylko dlatego, że pismo nabiera rozpędu. Bibliotekę uruchomiłem w sobotę – izba schludna, urządziłem jak – ja mogłem – najprzyjemniej, tzn. – wymyłem podłogę i kupiłem trochę kwiatów. Dzisiaj wydębiłem jeszcze mały dywanik ze sznurów. Co do tego „wymijania siebie”. To – proszę Pani, ja się chwytam wszystkiego, żeby się jakoś ratować. Na pewno popełniłem przy wyborze tych pasów ratunkowych dużo błędów, ale i też wyboru dużego nie ma. Zresztą, wszystkiego czego się od dłuższego czasu imam – ma dla mnie sens owej przysłowiowej brzytwy. Jeśli chodzi o te odczyty, to czekam na jakieś konkretne warunki ze strony Szanownych Prelegentów. Podobno jeździł już w teren pan Piskow, ale nie wiem na jakich warunkach. Nie chciałbym nikomu zrobić finansowego zawodu i dlatego – orientuję się zgrubsza w możliwościach obozu, żadnych sugestii z mojej strony, chce dowiedzieć się – na jakie honorarium liczą przyjezdni i czy damy radę ich zadowolić. Za parę dni napiszę znowu, tymczasem pięknie dziękuję za list i proszę, żeby się Pani nie martwiła.
Najserdeczniej pozdrawiam
Tadeusz
List napisałem wczoraj w bibliotece, zostawiłem go, żeby zabrać później, ale później jeden z moich kolegów zabrał klucz – i nie mogłem się dostać i do książek i do listu. Stąd zwłoka. Wczoraj mieliśmy – nazywało się to szumnie – wieczór literacki. Przyjechało dwu – nazwisk zupełnie nie znałem – jeden czytał wiersze, a drugi opowiadania, oczywiście autorzy. Słabiutkie to, nie wiadomo po co – taki objazd jakichś dwu. Dzisiaj przyjeżdża Krukowski ze swoim zespołem. A za oknem jesień już na dobre
Do widzenia
Tadeusz