Warszawa, 13 kwietnia 1947
Kochany Panie Tadeuszu
Wczoraj przesłano mi ze Związku Pana list i zaraz, korzystając z niedzieli, odpisuje. O tym, że Pan żyje, dowiedziałam się niedawno i bardzo się z tego ucieszyłam. W przeciwieństwie do deszczów, o których Pan wspomina, że panują w Anglii, my mamy tu od miesiąca piękną wiosenną pogodę. Choć zimę mieliśmy równie ciężką jak cała Europa, dały nam się we znaki i zatory nieuniknione w ruchu kolejowym i powodzie. Ale to minęło i wylizujemy się mężnie ze szkód przez żywioł śniegu i wody zadanych. Mieszkam nadal w Warszawie na Polnej w moim dawnym mieszkaniu, które ocalało jak i moja biblioteka. Ocalały również moje rękopisy, zakopane w czasie powstania w piwnicy. Zginęła natomiast w powstaniu najukochańsza z mego rodzeństwa siostra moja, Jadwiga Szumska, ja zaś miałam przy gaszeniu pożaru naszej kamienicy /już odremontowana/ ciężko złamaną prawa rękę. Jak Pan jednak widzi z tego, że piszę, skończyło się jej pomyślnym wyleczeniem. Dziękuje Panu za pomoc, jaką Pan wśród kolegów z obozu jeńców czasu okupacji zorganizował dla wychowywanych przeze mnie dzieci mego brata. Otrzymałam ją dwa razy, trzeciej największej sumy, która przyszła przez pocztę już nie mogłam podjąć, gdyż poczta już nie działała. Niemcy wtedy uciekali, był to koniec lipca i byliśmy pewni, że wszystko pójdzie bardzo prędko, gdy tymczasem nadciągnęła taka niezwykła tragedia. Dziećmi tymi opiekuje się nadal. Chłopiec, Jurek Szumski, ma już 14 lat, mieszka u mnie i chodzi tu do trzeciej gimnazjalnej. Dziewczyna, Gabriela, ma już lat 18, uczy się w gimnazjum wiejskim, w Dąbrowie Zduńskiej pod Łowiczem i tam mieszka w internacie, gdyż była słaba na płuca i pobyt na wsi jest dla niej stosowniejszy. W tej Dąbrowie Zduńskiej w pięknej szkole rolniczej, z którą byłam zaprzyjaźniona jeszcze przed wojną, spędziliśmy czas wygnania z Warszawy, kiedy opuściliśmy ją po kapitulacji Powstania. W ciągu dwu tygodni po wypędzeniu Niemców zorganizowano tam gimnazjum z młodzieży chłopskiej, biorącej czasu okupacji udział w tajnych wiejskich kursach gimnazjalnych, jakich było po wsiach dość dużo. Teraz owo gimnazjum wybudowało już sobie własny gmach i dom dla nauczycieli. Gimnazjów takich powstało na wsiach około stu. Ponieważ Pan jest polonistą, może Pana zainteresują wiadomości z tej dziedziny. A więc w kraju wielki brak nauczycieli i właśnie polonistów, między którymi straty są szczególnie dotkliwe. Między innymi i moja siostra była doskonałą polonistką. Są gimnazja i licea, które dotąd nie mogą zdobyć kwalifikowanego polonisty i łatają przygodnymi siłami.
Brat mój, ojciec Jurka i Eli, wrócił już przeszło rok temu do kraju. Ale ponieważ po trzydziestu latach służby wojskowej stał się cywilem, więc jeszcze nie stanął tak mocno na nogach, aby wziąć na siebie wszystkie ciężary związane z wychowaniem dzieci. Zresztą dopiero od lata będzie może miał odpowiednie mieszkanie. Pracuje w Państwowej Komunikacji Samochodowej, gdyż jedyna rzecz, na której się zna poza wojskiem, to samochody, jako że był w Anglii czołgistą.
Ja daję sobie dobrze radę, ponieważ moje wszystkie dawne książki wychodzą w nowych wydaniach i w o wiele większych nakładach niż przed wojną. Jest tu teraz olbrzymi głód książki i głód nauki. Wydania książek czy to dawnych czy nowych rozchodzą się w ciągu paru miesięcy.
Tyle wiadomości pozytywnych. A co do innych, to jakiekolwiek by były, nie umiałabym, zdaje się, żyć poza Polską. Ale tego nie może pewno zrozumieć nikt, kto nie przeżył tu z nami całego piekła okupacji niemieckiej i całej polskiej tragedii, kto nie wypił całego zgotowanego nam przez los „kielicha goryczy”. Może jednak dobrze, że są i tacy, co go całego nie wypili. Zresztą wiem, że tęsknota do ojczyzny jest ogromną torturą.
Zdziwiłam się, że Pan tak nic o mnie nie wiedział, nawet czy mieszkam, gdzie mieszkałam. Bo przecież kontakty z zagranicą są dość częste i wszyscy moi znajomi mniej więcej o moich losach wiedzą. Dziękuje Panu za życzenia świąteczne, choć o wszelakiej pomyślności trudno dziś marzyć na świecie, co spożył wszystkie owoce z drzewa wiadomości złego i dobrego i przez anioła z mieczem wygnany został z „raju złudzeń”. Zahartowani jednak już jesteśmy na wszystko. Zdrowie moje tylko nieco szwankuje i zły stan nerwów trochę utrudnia prace. Są to pozostałości wojny. Będę bardzo rada, jeśli Pan znowu kiedy do mnie napisze.
Łączę serdeczne pozdrowienia,
Maria Dąbrowska