28 marca 1947
Droga i Kochana Pani,
Dość długo już nie pisałem, ale też w tym czasie było parę rzeczy, nie tyle ważnych, co wypełniających życie obozowe. Między innymi – przeprowadzka. Od tygodnia jesteśmy już w nowym obozie, na prawie zupełnym pustkowiu, przy lotnisku, ale w miłej okolicy. W Blakpoolu zostali szeregowi i 3 czy 4 oficerów i będą tam do połowy maja. Obóz jest bardzo rozległy, nie ma beczek, są baraki – dość schludne nawet, z linoleum, nie przeciekające. Domki dla rodzin też czyste i widne. I tu dopiero zaczyna się zmartwienie, bo oficerów – to ma być obóz oficerski – upychają po szesnastu do takiego domku barakowego. Mieszkam z kolegami, paczka blackpoolska, ludzie przyjemni, ale o tym, żeby uważniej nad czymś pomyśleć i posiedzieć nad pisaniem – nie mam mowy. Tym razem wyszedłem z cierpliwości i zaalarmowałam majora Benedykta – został w Blackpoolu. Napisałem w tej sprawie do tej grupy brygadowej z prośbą o jakiś kąt do pracy, co z tego wyniknie, nie wiem, przypuszczam, że nic, bo przecież ma się do czynienia z logiką wojskowych. Jest taki żart, który polega na zapytaniu: kogo? (kogo to obchodzi?). U nas teraz tak jest z pewnymi sprawami. Bardzo się zaniepokoiłem tym, że Pani tak długo milczy i nic do mnie nie pisze. Czyżby Pani chorowała? I Gustawowie jakoś teraz ucichli. Nic nie wiem co się w ogóle dzieje, pomyślałem któregoś wieczoru, że wszyscy nagle wrócicie do kraju, a mnie zostawicie tu. No bo jak tak nikt nie pisze, to różne rzeczy przychodzą człowiekowi do głowy. Posłałem teraz Sowińskiemu sprawozdanie z “Jabłuszka” Piaseckiego, i będą ciągnął recenzje z dwóch jego następnych rzeczy. Obawiam się, żeby się to nie skończyło tylko na zamiarze, bo jeśli nie dostanę jakiegoś kąta – pakuję wszystko do walizy i zacznę się tak samo obijać jak reszta, Ten brak żywego zainteresowania się ludźmi zaczyna być najzwyczajniejszą łobuzerką. Bo, proszą Pani, pracuję poza biblioteką, i wszystkimi innymi dobrami – rozumiem, że sytuacja, że trudno – dobrze, jestem w obozie. Ale żeby i tu o najprostsze rzeczy, o naprawdę minimum trzeba było walczyć, użerać się – i nie jest wykluczone, że bez skutku, to naprawdę, można do reszty stracić cierpliwość i resztkę szacunku dla tych ludzi. Dobrze wyjdziemy na tym życiu, normowanym przez cymbałów – wojskowych. Proszę się nie gniewać za te moja szczerość ale przecież trzeba to jakoś wyrzucić z siebie, żeby złapać oddech i nową porcję… cierpliwości. A może wszystko dobrze się zakończy i będę mógł sobie trochę uczciwiej popracować. Zobaczymy. Jak tylko przyjdzie w tej sprawie odpowiedź – zaraz Pani napisze o tym. Niechże Pani – jeślim co zbroił, przebaczy, choć jeśli chodzi o Panią, to oprócz ciągłych wyrzutów sumienia, że nie przysiądę fałdów nad Krauzami, chyba nic takiego na wnętrzu do rozgrzeszenia nie mam – więc niechże Pani przebaczy i napisze.
Dużo pozdrowień i życzeń zdrowia i radości
Tadeusz