10 marca 1950 Piątek
Drogi panie Tadeuszu – po powrocie z miesięcznego pobytu we Wrocławiu zastałam w domu paczkę od Pana z przemiłymi smakołykami oraz taśmą do maszyny. Przyjmuje paczkę w charakterze spóźnionego daru „od św. Mikołaja” czy gwiazdkowego, a dziękuję za nią nade wszystko i z całego serca, jako za znak i dowód przyjacielskiej pamięci. Bo jeśli idzie o tzw. potrzeby życiowe, to wszystkie zawarte w paczce rzeczy można tu dostać w każdej ilości, a nabywanie ich nie przerasta moich możliwości finansowych. Muszę jednak przyznać, że wszystko – od czekolady zacząwszy, a na taśmie skończywszy – jest w najwyborniejszym gatunku.
Nie odzywał się Pan do mnie już dobre parę lat, więc tym bardziej miło mi, że Pan sobie o mnie przypomniał. Chętnie dowiedziałabym się czegoś o Pana obecnych losach osobistych.
Jeśli pana interesują losy dzieci mego brata, które wychowałam w czasie wojny i dla których pomoc tak wzruszająco zorganizował Pan śród kolegów z Oflagu, to są już oczywiście dorosłe, a raczej – dorastające. Chłopiec kończy w tym roku liceum i ma zamiar iść na politechnikę.
Dziewczyna jest w wyższej szkole plastycznej. Oboje są ładni, zdolni i świetnie się uczą. Ojciec ich wrócił w 1946, jest obecnie urzędnikiem Powszechnego Zakładu Ubezpieczeń Wzajemnych. „Dzieci” mieszkają wiec z rodzicami, tu w Warszawie, ale i nadal im pomagam. Raz jeszcze dziękuję najczulej za pamięć, przesyłam wyrazy szacunku i serdeczne pozdrowienia.
Maria Dąbrowska