Calveley 25 lutego 1948
Kochany Kazimierzu,
odpisałem – kiedy to było? Miesiąc temu, dwa – czy 2 lata? I jak uciął, odszedłeś od słuchawki. Bardzo często pyta o ciebie Naglerowa i Gustaw – odpisuję: nic nie wiem, przestał pisać, sam się niepokoję. Właśnie dzisiaj rano odpisałem – znowu tak samo – Herminii, a chyba w godzinę dostałem Twój list. Absolutnie nie mam pewności, że odpiszesz – może znowu nadejdzie jaki ułomek listu na Wielkanoc. To zdanie – to tylko tak, bo przecież muszę jakoś ulżyć sobie i sprawić Ci wygawor. W gruncie rzeczy dobrze, żeś odpoczął.
Nareszcie zobaczę choć jedną starą gębę. To „starą” to wcale nie przytyk do naszego wieku, ale uciecha ze starych, złotych czasów. 4 Grupa Dywizyjna – teraz to się już inaczej nazywa – to nasza obozowa stolica, w pobliżu której mieszkamy. Najprawdopodobniej przydzielą Cię do naszego obozu, z czego powinieneś się cieszyć, bo na Calveley narzekać nie można. Tu jest w zasadzie dobrze. Demobilizacja odbywa się w Fulton – to jest jeszcze bliżej nas. Nie wiem, jak Tobą pokierują – w każdym razie wsiadaj natychmiast na autobus i w dyrdy do mnie się melinuj. Ja tu – uważasz – jestem pewną „figurą”, bo prowadzę bibliotekę, piszę kronikę – właściwie nie piszę, za co będę miał chyba wkrótce opr. i urządzam wizyty londyniaków: w poniedziałek był Mackiewicz. Po ostatnich przeprowadzkach dostałem osobny pokój, ale od paru tygodni jestem tak zajęty, że do „domu” przychodzę – jak np. dzisiaj – około 7. Napaliłem niedawno w piecu i piszę ten list. Cokolwiek o swoim angielskim czy francuskim losie postanowisz, natychmiast po przyjeździe do nas zapoznaj się z tzw. memorandum, które wyszło niedawno i dotyczy najróżniejszych możliwości – jak się urządzić w ramach PKPR. Bo może korzystniejszą dla Ciebie okaże się nie demobilizacja, ale któryś z tych schematów, które to memorandum obejmuje. Z niczym się nie spiesz, tu nikt się nie spieszy. Król płaci i wcale – jak dotąd – nie jest niecierpliwy. Tu jest zupełnie inne tempo i na ogół nie ma spraw „nie cierpiących zwłoki”.
Sprawa Domu Pisarzy. Z ostatnich listów Gustawa i Naglerowej widzę, że są nareszcie u mety. Herminia parę dni temu pisała, że za godzinkę idzie oglądać ów dom, który już wybrali i lada dzień kupią. Przecież jak przyjedziesz, a dom już kupią – będziesz się mógł tam urządzić. Może nawet wtedy już razem tam wyjedziemy, bo mają mi dać jakąś posadę palacza czy sprzątacza.
Kursów tu jest do diabła. Ale tak bardzo – to się do nich nie palą, choć niektóre – np. rolniczy – są dość wypakowane ludźmi. Najczęstsza i chyba najsłuszniejsza postawa – to działanie na zwłokę, powoli, powoli, tu w Anglii nikomu z głodu nie dadzą zemrzeć. Piszesz, że ci się do czegoś tam „pali”. Ja już takiego czasownika nie rozumiem. To zostało zastąpione przez „bez pośpiechu”. I to jest nawet zdrowsze.
No, nareszcie pokażę ci Chester – jak z ilustracji do Pickwicka. Aż mi raźniej, że tu ściągniesz niedługo. Uważasz – o 9 pójdziesz na śniadanko, o 12 – na obiad, o 6 na kolację, kawka w NAAF, piwko w barze oficerskim, parę żartów z panią Krysią, gazetki w klubie, spacerek – i kimonko. Zupełnie jak u Reja. Wypożyczysz sobie parę książek w bibliotece dyrektora Sułkowskiego – ku większej poczciwości życia. Zobaczysz – jak odpoczniesz. Ja tu oczywiście żartuję, ale w tych żartach jest sporo prawdy. Na pewno zaczniesz pisać. I będzie O Key. Mój drogi, na życie jest tylko jedna rada – zgodzić się na nie. Reszta – naprawdę furda. Jadąc tutaj – bądź dobrej myśli. Świat jest zasadniczo przyjemny, a z resztą już wkrótce wiosna. Tutaj jest taka zieleń, że nie sposób być przy niej w złym humorze i swoim kwasem wszystko zaprawiać. Chciałbym, żebyś na swoje imieniny był już u nas.
Tadeusz